Proszę, zostaw komentarz . Dziękuję      

Maruś 

  Następne opowiadanie  -  kliknij tutaj     " TOLEK " 

                                                        Kłopoty z prądem

Nasz dom w Opolu, - będę pisał, że nasz, choć nie nasz, ale go lubię, przysporzył Mamci wiele kłopotów. Mieliśmy "fontannę" w łazience, mały pożar i problemy z prądem.  

O tym ostatnim chcę opowiedzieć, ale najpierw muszę rozwinąć temat, bo trudne to wszystko jak zadanie z treścią.

   Kiedyś Mamcia opowiedziała mi historię elektryczności i prądu. Z tej historii nic nie rozumiałem. Kompletnie się na tym nie znam i nawet nie widziałem tego o czym mówiła, ale to "coś" jest. Zapamiętałem jedynie, które rzeczy potrzebują tego prądu, a ja uznałem, że są potrzebne. Należały do nich:

  -Lodówka.  Musiała być! Wiadomo - świeże jedzonko dla mnie.  

  -Pralka, bo prała moje kurteczki, kocyki i podusie - brudnych nie cierpię!    

-Światło, pomagało w poszukiwaniu piłeczek, bo po ciemku nie widzę. 

 -Komputer - ponieważ mam przyjaciół z Facebooka na całym globie, kocham ich i gadać z nimi muszę, tak samo jak oddychać.

 -Bojler na wodę ... i tu należałoby się zastanowić, czy jest potrzebny??? Nie cierpię się kąpać, ale biorąc pod uwagę, że czasem na siłę Mamcia wkłada mnie do wanny, to zdecydowanie wolę ciepłą wodę od zimnej. Uznałem więc przydatność bojlera! 

 -Trzy grzejniki. POTRZEBNE! Bardzo potrzebne, nienawidzę zimnego domu! 

Trzy grzejniki po jednym na każde pomieszczenie. Niestety mieliśmy problem z drutami co gdzieś w ścianach są pochowane, jak moje zabawki w koszyku.  Mamcia mówi na nie INSTALACJA i ona chciała współpracować z trzema grzejnikami na raz. Podobno za bardzo ją obciążały, a przecież nikt nie wieszał na niej tych rzeczy, co je za przydatne uznałem. Nie bardzo to wszystko mogłem ogarnąć.

   Mamcia mi mówiła, bo czasem sobie rozmawiamy - znaczy ona gada, jak to kobieta a ja słucham, że aby u nas wszystko dobrze działało, to należało wyłączyć grzejnik, by uruchomić np. bojler lub odwrotnie i takie tam kombinacje. Bez sensu, ale bez tych czynności "wywalało korki", cokolwiek to znaczy. 

  Nie widziałem nigdzie wywalonych korków. Nic takiego na podłodze nie leżało. Mamcia nie używa tak często napojów zatykanych korkami. Przeważnie pije to czego nie lubię, czyli kawę, a jak pije to co lubię, czyli mleko, to mi nie daje. Skąpiradło! 

Mamcia twierdziła, że te "korki wywala" w najmniej odpowiednim momencie i sytuacji, mianowicie wieczorem, gdy już zapadają "egipskie ciemności".

W Egipcie nie byłem, to nie wiem jak tam jest ciemno, ale myślę, że mniej więcej tak, jak pod ogonem, toteż zrozumiałem, dlaczego nie widziałem tych "korków"? Ciemno to nie mogłem dojrzeć. Proste. 

Gdy mi Mamcia pokazała, jak wyglądają te "korki", natychmiast chciałem je do zabawy użyć, ale wcale się nie nadawały. Twarde i według mnie były do niczego, ale ponoć potrzebne do "ELEKRTYCZNOSCI". Teraz zrozumiałem, choć nie do końca.

 

  Jesienią przyjechaliśmy do Opola. Temperatury takie, że raczej nikt się nie pocił. Dom stał pusty i nie ogrzewany. Na dzień przed naszym przyjazdem Mamcia poprosiła wujka Jacka, by włączył nam grzejniki w domu, bo ja ciepło lubię. Włączył dwa. 

   Kiedy dotarliśmy, na miejsce i Mamcia weszła do domu z parasolem przeciw pajęczynowym uznała, że jest zimno i spojrzała na termometr. Było całe 10 stopni - słownie: DZIESIĘĆ. 

   Znam się na stopniach termometrowych, bo codziennie pytam, ile jest? Wiem, że gdy jest 5 stopni to kurtkę muszę ubrać na spacer. Bez niej się trzęsę, a potem kaszlę. Dziesięć stopni, to nie była temperatura na kurtkę, ale tylko na siku, dwójeczkę i do domu pod kołderkę, a nie żeby się pętać po ulicy, ale co zrobić, gdy taka temperatura jest właśnie w domu??? Trzeba zrobić ciepło!

  Mamcia położyła swój majdan na stole i natychmiast zabrała się za rozpalanie w kuchennym piecu. 

   Zimne kominy nie pomagają w takich czynnościach i szybko się o tym przekonała, ale ona uparta jest.  Po dwóch nieudanych próbach rozpalania na szyszkach, latem uzbieranych w ogrodzie - udało się. Ogień wesoło zatańczył w palenisku. Potrzebowaliśmy jeszcze kilkunastu minut, by poczuć przyjemne ciepło wypełniające naszą kuchnię. Pamiętam jak te szyszki latem zbierałem z Mamcią. Ściślej mówiąc, przynosiłem Mamci do rzucania, zamiast piłki i z koszyka też jej wyjmowałem. Mimo to udało się uzbierać zapas zimę. 

   W piecu zaczęło trzaskać palące się drewno.  Mamcia, postawiła na piec czajnik z wodą na herbatę i podjęła akcję wynoszenia rzeczy z auta. 

  Pomyślałem, że gdyby zamiast tego rozładunku, jajecznicę na boczku zrobiła, to wcale bym się nie obraził, bo lubię. W miseczce, wprawdzie miałem swoje kulki, ale tak codziennie jeść to samo ...(?) każdemu się znudzi. 

  Wracam do tematu. Chodziłem za Mamcią dzielnie, kontrolując czy wszystkie czynności dobrze wykonuje? Wykonywała dobrze.

  Wniosła walizki i torbę z jedzeniem - moja ulubiona!  

Z ukochanej torby wyjęła ostatnie kanapki, dwa kawałki sera i kawałek kiełbaski dla mnie. To wszystko Mamcia chciała włożyć do lodówki i przetarła ją jakimś świństwem co w oczy gryzie, aby "świeżo pachniała". W tej kwestii mamy odmienne poglądy. Dla mnie po tym lodówka śmierdziała niemiłosiernie, dla niej przedtem. Trudno w takich wypadkach znaleźć kompromis.

  Po zabiegach higienicznych Mamcia włączyła lodówkę i nagle ... ciemność ogarnęła wszystko - ta "egipska" i wtedy usłyszałem: 

- "Wywaliło korki"! - ryczała wściekła Mamcia.

   Rozglądałem się wokół, ale było ciemno i nigdzie korków nie widziałem. Może pod kredens wpadły? Ponoć wywaliło te, o których mi Mamcia kiedyś mówiła, że do działania komputera są potrzebne, żebym na Facebooku mógł gadać, więc intensywnie ich szukałem.

  "Wywalone korki" sprawiły, że Mamcia była w szoku, bo inaczej nie wytłumaczę jej zachowania. Znowu wydobyła z siebie jedno słowo i jedno zdanie. Brzmiało ono: " O j.p.d...!!!"  rycząc przy tym jak wściekła lwica. Wypowiedziane słowo nie było godne naśladowania, toteż go nie zacytuję. 

  Po krótkiej, acz dobitnej ocenie sytuacji - tym wyryczanym słowem, Mamcia z rękami wyciągniętymi przed siebie posuwała się ostrożnie w kierunku wyjścia.  Pomyślałem: -"Lunatykuje, czy oślepła? Będzie się ewakuować? ". Poszedłem za nią. Ewakuowała się do samochodu stojącego pod oknem. Wyjęła kluczyki z kieszeni, weszła do kabiny i zapaliła w aucie lampy. W mroku muśniętym strumieniem światła, ujrzałem własne łapy i jak zeza zrobiłem, to nawet koniec nosa.

 

Ciąg dalszy znajdziesz na stronie :     https://patronite.pl/post/21249/klopoty-z-pradem

 

 

 

 

 

   Kłopoty z prądem 

          Tolek

     Fontanna

    Kluczyk cz.II

     Kluczyk cz.I

 Wpadka towarzyska

     Lista  Patronów 

 Kupujemy uszczelkę

         Szwajcaria                    po raz drugi 

      Fiesta Italiana

    Viva Italia! - cz.III

   Niezwykła historia adoptowanego psa Marusia   

   Z PAMIĘTNIKA PSA PODRÓŻNIKA

     Benzyny brak !

    Viva Italia ! - cz.II

     Viva Italia ! - cz.I

    Sem - Psi Anioł

     Dusty i Suran                  w Holandii

  Trippstadt, Koblenz,           Strasburg         

     Świat jest piękny !

    Jadę na motorze

       Pierwsze dni

   Mój nowy domek

    Wigilijny wieczór                2012 roku

         Galeria

        Kontakt

    Strona główna